Zdjęcia "portretowe" zawsze są próbą zatrzymania tego, co w ludziach wyraziste, charakterystyczne. Co chciałeś ukazać w portretach mieszkańców Azji? Czy przez fotografowanie udało ci się do nich zbliżyć?
- Fotografowanie może okazać się pretekstem do bliższego zaznajomienia się z fotografowanym. Takim namacalnym przykładem jest, np. moja próba uwiecznienia na zdjęciu wybranej rodziny tybetańskich pielgrzymów. Później oni mnie prosili, abym robił zdjęcia dla nich, a następnie - zaprosili mnie do siebie. Zwyczajni Tybetańczycy bardzo chętnie się fotografują, natomiast mnisi tybetańscy - trochę mniej, ale wszyscy oni są bardzo pogodni i życzliwi. Szczególnie w Azji Południowo-Wschodniej spotkałem się z bardzo miłym przyjęciem. Tamtejsi mieszkańcy mają w sobie naturalną ciekawość świata i chęć poznania ludzi z innych kontynentów, z innych krajów. Trudno jest jednak uwiecznić ich na dobrym zdjęciu portretowym, ponieważ jeśli ktoś jest fotografowany i wie, że jest robione zdjęcie - natychmiast zachowuje się sztucznie. Bardzo wdzięcznym obiektem do fotografowania są dzieci. One na zdjęciach wychodzą najbardziej naturalnie. Dobre zdjęcia udaje się robić z ukrycia. Można ustawić się w tłumie ludzi, gdzieś za straganami handlowymi i przez obiektyw foto-aparatu obserwować toczące się życie.
Co dla ciebie rekompensuje trudy podróży?
- Poznanie nowych ludzi, miejsc, poszerzanie horyzontów myślowych. Jak twierdzi Hans Christian Andersen: "Kto podróżuje - ten dwa razy żyje" - i ja przyznaję mu rację. Dzięki podróżowaniu stajemy się bardziej tolerancyjni i wewnętrznie bogatsi. Niewątpliwie pokusą jest tutaj także chęć przeżycia wspaniałej przygody.
Gdzie się wybierasz w najbliższym czasie?
- Szykuję się na wyjazd do Boliwii i Peru. W przyszłym roku - do Kambodży, Tajlandii, Birmy i do Indonezji. W planach mam także ponowną wizytę w Chinach, Tybecie, Nepalu...
W takim razie: "szerokiej drogi!". Dziękuję za rozmowę.